Choć wiosna zapraszała na spacery ciepłymi promieniami słońca i zapachem kwitnących kwiatów, nasze klubowiczki licznie zgromadziły się na wiosennym spotkaniu. Postanowiłyśmy przywitać nową porę roku w wyjątkowy sposób – w gronie pasjonatek sztuki, natury i dobrej rozmowy.
Nasze spotkanie miało dwa magiczne akcenty. Pierwszym były zachwycające wiosenne obrazy autorstwa JoAnny Cieślickiej, które wnosiły do sali kolory i atmosferę budzącej się przyrody. Drugim – inspirująca opowieść o ziołach i ich leczniczych właściwościach, którą snuła Ewa Kowalewska – zielarka i miłośniczka naturalnych metod leczenia.
Wiosenny klimat naszego spotkania dopełniła obecność Pani Dyrektor Agnieszki Kuś, która z uśmiechem angażowała się w rozmowy i dzieliła pozytywną energią. Było to wydarzenie pełne kolorów, zapachów i inspirujących chwil!
Omawialiśmy książki:
- „ Zadry” Dominik Rutkowski
- „ Kółko się pani kręci” Jacek Galiński
- „ Burzliwe czasy” Mario Vargas Llosa
Kółko się pani kręci - Jacek Galiński
Powieść jest rekomendowana jako „komedia kryminalna”. Na okładce widzimy portret głównej bohaterki i nie jest to na pewno słodka, urocza panna Marple tylko zdecydowana, zawzięta, bezwzględnie walcząca o swoje emerytka. I taka też jest na kartach książki. Jedyną osobą o której nie myśli źle i nie wypowiada uszczypliwych uwag jest jej były mąż Henryk który znikł kiedyś bez śladu, pani Zofia przechowywała pamiątki po nim jak relikwie co sugerowało czytelnikom że odszedł w zaświaty. Dla syna nie była już taka łaskawa. Wypominała mu że jest skąpy i oszczędza na jej aparacie słuchowym, poza tym jest otyły i leniwy, sąsiedzi są kłótliwi i zazdrośni, a wszystkie dzieci nieznośne i głupie. Policjanci prowadzący sprawę włamania u niej i morderstwa sąsiada są niemrawi i nic nie robią szczególnie, ten którego nazwała Borewicz. Nawiasem mówiąc jedyna sympatyczna osoba w książce. Prawdopodobnie wieczne niezadowolenie z wszystkich dookoła i zgryźliwość głównej bohaterki miało nadać komediowy charakter powieści. Ja wolę życzliwy humor kabaretu Starszych Panów, ale to już było i nie wróci więcej niestety.
Danuta Pak
Recenzja powieści "Burzliwe czasy", autor Mario Vargas Llosa
Akcja powieści toczy się w latach pięćdziesiątych XX wieku. Kończy na roku 1957 kiedy to w Gwatemali zamordowano 43 letniego polityka Johna Abbesa Garcję, jego żonę i jego córeczki. Czytając tę ciekawą powieść laureata nagrody Nobla z roku 2010 przekonałam się że warto było przebrnąć przez zawiły świat polityczny ukazany w powieści, przejść przez gąszcz nazwisk, w tym wypadku polityków Boliwii aby poznać znany lub nieznany nam świat terroryzmu, dyktatury, spisków, hazardu, deprawacji. Pisarz, dziennikarz, myśliciel, polityk peruwiański Vargas próbuje zrozumieć czasy, gdy Ameryka Północna natarczywie wtrąca się do spraw maleńkiego państewka Gwatemala. Połowę mieszkańców stanowią tu Indianie, dalej Latynosi Majowie, Europejczycy. Ludzie ci żyją nad oceanem Atlantyckim i Spokojnym. Wybrzeże Morza Karaibskiego, łańcuchy górskie. piękny kraj. Czy mieszkańcy tej ziemi zasłużyli na swój los.
Powieść Mario Vargasa Llosa zaczyna się od rozmowy potentata gospodarczego Sama Zemurray właściciela gigantycznej korporacji UNITET FRUIT (handel bananami i owocami cytrusowymi, firma ta działała w latach 1899 - 1970) z Edwardem L. Bernaysem znakomitym wyrafinowanym publicystą, akademikiem, intelektualistą. Zemurray wiele lat budował swój biznes. Bardzo ciężko pracował Teraz jest bogaty. Korporacja sprawuje tyrański monopol w zakresie sprzedaży i uprawy bananów. Dalej to już polityka o której nie potrafię napisać mimo że przebrnęłam przez 400 stron książki. Wypowiedź Sama Zemuray:
„My musimy oświecić rząd. Działać dyskretnie i przemyślnie. Musimy przekonać opinię publiczną, że Związek Radziecki działa na tyłach Stanów Zjednoczonych. Działajmy niby to w sposób naturalny, nie pilnowany przez nikogo, a już na pewno nie przez nas mających w tym interes. Mam i chcę mieć przyjaciół wśród właścicieli plantacji, redaktorów gazet, szefów gazet, rozgłośni radiowych, kanałów telewizyjnych w Stanach Zjednoczonych.”
Nazwiska polityków Gwatemali wymienione w powieści
- John AbbesGarcia
- Enrique Trinidat-Oliwa
- Romeo Vaquez Sanchez
- Carlos Castilla Armas
- Jacob Arbenz Guzman
- John Emil Peurifoy
- Rudolf E. Schoenfeld
- Carlos Enrique Diaz
- Artur Borrero Lamas
- Efren Garcio Ardiles
- Rafael Leonidas Trujilla
- Hector Bienvenido Trujillo Czarny
Dość obszerny wątek tej powieści to postać Miss Gwatemali Marty Marity Borrero Parra. Nadano Marcie pseudonim Miss ze względu na jej urodę mądrość i inteligencję. Już jako niemowlę była piękna, żywotna. Miała delikatne rysy, wielkie oczy, cudną cerę. U jej rodziców spotykali się politycy. Marity było wszędzie pełno. Przysłuchiwała się rozmowom przymilała do gości. 25 lat starszy od niej polityk uwiódł ją. Ciąża. Skandal. Dziecko. Cichy ślub. Od malutkiego synka i od cwaniaka męża Marta Borrero uciekła. Znalazła się u prezydenta. „Jestem córką Artura Borreo Lamasa i żoną Efrena Garcio Ardilesa”.
Prezydenta Carlosa Castillo Armasa szybko owinęła sobie wokół palca. Mężczyźni kochali tę mądrą i uwodzicielską młodą osobę. Jej wzrok wprawiał w konsternację i popłoch. Spojrzenie miała spokojne i przeszywające. Badała ludzi i rzeczy jakby zamierzała wyryć sobie w pamięci wszystko. Była agentką CIA. Miss Gwatemali zapewniała sobie status ekonomiczny i społeczny. Dzięki polityce osiągnęła władzę. Nie będę pisać o jej porażkach, o upokorzeniu, o więzieniu, ucieczkach. Musiała zamieszkać w Republice Dominikańskiej a potem w Stanach Zjednoczonych. Mario Vargas Llosa zamieszcza na 19 tu stronach posłowie w którym opowiada o żywotnej pogodnej staruszce Marcie Borrero Parry, jej cudownym domu, pięknym ogrodzie. Pani Borrero Parry jest uprzejma, radosna, ale nie chce rozmawiać o pracy dla CIA i o tym że oddała tej słynnej organizacji cenne usługi.
Zofia Rak
Recenzja "Zadry", powieści Dominika Rutkowskiego
Mieszkający w Warszawie dziennikarz Roman Bohdal przyjeżdża do postpegeerowskiej wsi Wrześniowo na Pomorzu Zachodnim, odległej około 400 km od Warszawy. Ta wieś nie jest mu obca – pod koniec lat 70-tych przez półtora roku mieszkał tu pracując jako organizator transportu w miejscowym PGR-ze. Teraz, po 18-tu latach przyjechał do Wrześniowa na kilka dni, z zamiarem wyjaśnienia w prywatnym dziennikarskim śledztwie pewnej tragedii, która wydarzyła się za jego pobytu we wsi. Jest koniec lat 90-tych. Dawny PGR, czyli kilkaset ha ziemi wraz ze zniszczonym poniemieckim pałacem z XIX wieku, z zaniedbanymi budynkami gospodarczymi jest w rękach prywatnych. Gospodarstwo kupił młody prawnik z Warszawy Oskar Bukowski, zafascynowany wsią i urokami Pomorza Zachodniego zapamiętanymi z czasów dzieciństwa. Nowy właściciel w przyjaznym geście proponuje skromną gościnę dziennikarzowi z Warszawy, ułatwiając mu prowadzenie dochodzenia w sprawie tajemniczego wydarzenia sprzed lat. Zadanie Romana nie jest łatwe, ma świadomość, że skonfliktowana od czasów powojennych wieś skutecznie skrywa swoje tajemnice, a może i z upływem lat ludzką pamięć przyćmiła szara codzienność. Pamięta, że podłożem konfliktu w społeczności Wrześniowa była nienawiść przybyłej z Poznańskiego rodziny Gruszczyńskich do „Ukraińców”. Tak nazwano rodzinę przesiedleńców ze wschodnich kresów przedwojennej Polski, choć zawsze podkreślali że są Polakami. Nie układały się międzyludzkie stosunki w tej zbieraninie przesiedleńców, których los rzucił w 1946 roku do organizującego się we Wrześniowie PGR-u. Przywieźli ze sobą tragiczne przeżycia z wojny, traumy i uprzedzenia. Nieufni względem sąsiadów przenosili te uprzedzenia z ojca na syna, podsycali konflikty, „pielęgnowali” zadry. Niechlubnym tego przykładem była rodzina Gruszczyńskich. Autor Dominik Rutkowski – pisarz i dziennikarz - w tej dość rozbudowanej opowieści przedstawia obraz pegeerowskiej społeczności ze wszystkimi ludzkimi wadami: pijaństwem, złodziejstwem, nieuczciwością, kombinatorstwem, brakiem ambicji wśród młodego pokolenia (wyjątkiem jest córka Gruszczyńskich, która kończy studia w Pozaniu ). Niewiele zmienioną lokalną społeczność zastaje główny bohater Roman Bohdal kiedy przyjeżdża do Wrześniowa pod koniec lat 90-tych, już po upadku PGR-u. Pomimo, że Oskar, nowy właściciel byłego państwowego gospodarstwa dba o pracowników, pomaga najbiedniejszym, sam daje przykład dobrego gospodarowania – zatrudnieni pracownicy nie są względem niego uczciwi, zaniedbują obowiązki, kradną. Mentalność pegeerowska pozostała i choć jest to może trochę przejaskrawiony obraz, ale wydaje się prawdziwy. Przebrnięcie przez prawie 450 stron opowieści wymaga pewnej wytrwałości, bo dopiero na kilku ostatnich stronach następuje wyjaśnienie tajemnicy tragedii, jaka wydarzyła się we Wrześniowie w pewną grudniową noc przed prawie 20 laty. Co prawda autor potrafi utrzymać atmosferę napięcia, wiodąc czytelnika śladami prowadzonego przez Romana Bohdala śledztwa, a wnikliwy obraz wrześniowieckiej społeczności jest naprawdę interesujący, więc „ZADRY” warto przeczytać. Tym bardziej, że opowieść zawiera sporo odniesień do czasów wojny, które pozwalają choć w części zrozumieć skomplikowane relacje międzyludzkie.
Małgorzata Śmigielska